WIAROŁOMNI SYNOWIE ŻYDOWSKIEGO NARODU.

 

  • Bandera i Szuchewycz – wiarołomni synowie żydowskiego narodu [09/28/2014]

    WIAROŁOMNI SYNOWIE ŻYDOWSKIEGO NARODU.

    … Przeczytałem na kilku ukraińskich forach internetowych takie oto „naziolki”, dla was na przekąskę. Stefan Bandera ochrzczony żyd, unita. Greko-katolik ze wsi Ugryniw Staryj, niedaleko Kałusza, a urodzony w okresie rządów austro-węgierskich w Galicji.

    Ojciec: Adrian Bandera –greko -katolik z rodziny mieszczańskiej Moshe i Rozalii [z domu Bielecka, polska żydówka] Bander. Roza, typowe żydowskie imię. Matka: Mirosława Głodzińska -prostytutka polska żydówka, takich Żydów nazywa się jeszcze halachicznymi czyli że są po matce.

    UWAGA! Pytanie: skąd u Słowianina, jakoby, może pojawić się nazwisko „BANDERA”. Jeżeli nie od Rumunów to co najmniej od słowa „bander[sza]”, to znaczy żyd[ówka] -właściciel[ka] burdelu.

    Wyjaśnienie pochodzenia jego nazwiska jest proste. Współcześni „ukro-” tłumaczą je jako „bandera [chorągiew]” ale w języku jidysh oznacza ono „priton” [spelunka, zamtuz, burdel tłum.]. I nie jest to słowiańskie nazwisko i nie ukraińskie. To jest włóczęgowskie przezwisko kobiety, która posiadała burdel. Takie kobiety na Ukrainie były nazywane „BANDERSZAMI”.

    Według zwyczaju narodu żydowskiego narodowość przekazuje się po matce a nie po ojcu i ona przekazała swoje nazwisko przodkowi Stepana Bandery.

    Bandera był mordercą – za zamach na polskim ministrze Piernackim został skazany na śmierć, ale wyrok zmieniono na dożywocie.

    Ponadto Bandera był homoseksualistą i sodomitą.- więźniowie używali go jako „baba”
    Podobnie w niemieckim wiezieniu .W Niemczech przyjął nazwę Stefan Poppel co oznacza glut, “Baba”-

    http://www.srnrem.info/2015/04/21/sodomit-stepan-bandera

    Mosze Fiszbein stanowczo twierdził, że czołowi banderowcy byli Żydami

    Większość przywódców UPA była Żydami (którymi wysługiwali się Niemcy)

    TAKICH TO BOHATERÓW MA UKRAINA

    http://galickij-jastreb.io.ua/s382820

    Znany jest fakt, że „Ukraińcy” to jest polska nazwa mieszkańców wschodnich kresów Polski, mieszkających w pobliżu granic Rosji. Ukronacjonaliści to etniczny, pograniczny tygiel -a typowy przykład takiego Ukra to chrzczony żyd, unita Stepan Bandera, a dziś dzięki rączkom Juszczenki -Bohater Ukrainy.

    Zastępca Bandery, Jarosław Siemionowicz [Szmulewicz] Stećko, także chrzczony żyd-unita, i także jego żona i współpracownica, Hanna-Eugenia Josifowna, która przybrała partyjny pseudonim „Jarosława”, i w 1992 roku powróciła na Ukrainę gdzie stanęła na czele Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów została obsypana zaszczytami „niezależnej” Ukrainy.

    Zgodnie z tradycją nacjonalistów zakończyła swoje plugawe życie w Monachium, tak jak i sam Bandera.

    A drugi ważny współpracownik Bandery w walce to też żyd Lew Rebet, redaktor „Ukrainskyj Samostijnik”, jeden z przywódców „Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów za Granicą” [OUN {Z}].

    I wreszcie Roman Joskowicz Szuchewycz -„bitny generał”. Szef jerozolimskiego Yad Vashem, Joseph Lapid, wskazał na więzi pomiędzy batalionem „Nachtigall”, dowodzonym przez Romana Szuchewycza, a niemieckimi władzami, a też udział batalionu „Nachtigall” pod dowództwem Szuchewycza, w pogromie Żydów we Lwowie [lipiec 1941].

    Lapid opierał się na dokumentach dostępnych w archiwum a dotyczących batalionu „Nachtigall” i Romana Szuchewycza.

    Egzemplarze tych dokumentów były przekazane delegacji ukraińskiej kiedy Juszczenko w jarmułce pojawił się w Izraelu z prośbą o pomoc w nagłośnieniu idei ludobójstwa Ukraińców.
    Rzekomo chrześcijański Juszczenko płaszczy się w Jerozolimie przed Żydami

    Za: ht..tp:/../wolna-polska.pl/wiadomosci/wiarolomni-synowie-zydowskiego-narodu-2014-09

  • Jakże dobrze mogło by być gdyby sowieci nie zabrali nam kresów. Miłość ukrów do Polaków osiągałaby szczyty nieznane gdzie indziej na mapie świata.
    Wot i strata niesłychana.

  • Patrzcie Polacy jak was POPIS w konia zrobil: miesiacami propaganda ryczala od wieczora do rana na wszystkich mozliwych scierwomediach przeciw przyjeciu „islamistow”-uchodzcow, takze chrzescijan z krajow zniszczonych przez USA +NATO-Libia,Syria, Irak itd. W miedzyczasie otwarto szeroko granice dla odwiecznych wrogow Polski i calego swiata slowianskiego-greko-katolikow tzw. ukrow-przybledow i potomkow Chazarow zza Kaukazu wyznalacych tez faszystowskie i nacjonalistyczne brednie Bandery i Szuszkiewicza. W kraju o ponad 10% bezrobociu,zniszczonego gospodarczo po 1989 roku i bedacego w koncu czlonkiem, WE, nagle jest praca dla milionow Ukrow,bezplatna nauka,zwolnienia z podatkow i miliardowe bezzwrotne pozyczki dla bankrutow z Kijowa. Pytanie: 1 kto obecnie rzadzi w Warszawie?
    2-czy polski rzad otrzymal legitymacje na otwarcie wschodniej granicy WE i od kogo?
    Po odpowiedzi na powyzsze bedzie wszystko jasne-Polska juz nie istnieje-jest Ukra Zachodnia z granica-zobaczymy gdzie w przyszlosci-pewno na Wisle- i to bedzie tez granica wschodnia WE….

  • Panie Zbyszko. (21).
    Projekt Międzymorze to projekt tzw. judeopolonii.
    Ten projekt nie jest POLSKI ani „ukraiński”.

  • Dowody zbbrodni UPA

    [PDF]Barbarzyństwa OUN-UPA.cdr

    darnokx.no-ip.org/~kresy/polecam/Barbarzynstwa_OUN-UPA.pdf

    Okolicznoœci napadów i terroru OUN-UPA w gminie Gliniany – 113. 6.1. Gliniany- 113. 6.2. …. aktach ludobójstwa na naszych Kresach, mo¿e przyczyni się równie¿ do ujawnienia nowych …

  • Nabożeństwo i przyjęcie ochotników do dywizji SS-Galizien w Przemyślu
    4 lipca 1943 r.

    http://w.kki.com.pl/pioinf/przemysl/dzieje/ss/ss.html

    “Dzień 4 lipca 1943 r, miasto Przemyśl.
    Książecy Przemyśl przeżył niecodzienne święto. Już od rana samego, nie zważając na drobny deszcz przybyło tu wiele osób z powiatów: przemyskiego, dobromilskiego i jarosławskiego, żeby na obszernym sportowym stadionie miejskim [przy obecnej ulicy Sanockiej – P.J.] razem z ochotnikami [do dywizji SS Galizien – E.P.] wziąść udział w polowej , archirejskiej Służbie Bożej, którą odprawił w asyście całego duchowieństwa Jego Ekscelencja Kyr Josafat (biskup Kocyłowśkyj). W uroczystym nabożeństwie wzięli liczny udział przedstawiciele [niemieckich – P.J.] Sił Zbrojnych , garnizonu przemyskiego, przedstawiciele władzy, policji, Ukraińskiego Komitetu […] Na stadionie prężą się ochotnicy, kończy się nabożeństwo. Kyr Josafat błogosławi ochotników, a w swej homilii zagrzewa ich do walki za św. Cerkiew, za sprawiedliwość Bożą i za ład na ziemi. W żarliwych słowach Kyr Josafat zwraca uwagę na trudy wojenne, ale też przypomina powojenne szczęśliwe życie i kończy słowami :
    Idżcie do boju i wracajcie jako zwycięzcy
    . („Lwiwśki Wisti” 10 VII 1943 r.).

    Należy zwrocić uwagę, że śpośród trzech ordynariuszy unickich, tylko jeden J.Kocyłowśkyj odprawił Slużbę Bożą w intencji SS-Galizien. Zarówno we Lwowie jak i Stanisławowie, dziękowali Panu Bogu za esesmańską formację sufragani. Po nabożeństwie odbyła się uroczystość cywilno-wojskowa, jak zawsze i jak wszędzie i tu głównymi postaciami byli Niemcy. W Przemyślu centralne miejsce na trybunie przed którą defilowali ochotnicy, zajął starosta, hauptsturmfuhrer Paul. Członek miejskiej Uprawy M.Chronowiat stał za jego plecami. Obaj oni w swoich przemówieniach byli zgodni co do tego, że ukraińscy żołnierze powinni wiernie służyć Wielkiemu Fuhrerowi .” – Edward Prus – “SS-Galizien” – Wrocław 2001

    FOTO – 1

    Biskup grekokatolicki Jozafat Kocyłowski przemawia do ochotników do dywizji SS Galizien w Przemyślu – 1943r zdjęcie ze zbiorów Instytutu Kresów Wschodnich w Przemyślu.

    FOTO – 2
    Biskup grekokatolicki Jozafat Kocyłowski wygłasza kazanie do ochotników do dywizji SS Galizien podczas uroczystego nabożeństwa polowego na stadionie sportowym /obecnie przy ul Sanockiej/ w Przemyślu – 4 lipca 1943 r.

    FOTO – 3

    Po nabożeństwie, na trybunie honorowej wraz z wyższymi oficerami niemieckimi podczas odbierania defilady oddziałów SS Galizien w Przemyślu . Od lewej ks. Jan Kaczmar, biskup Jozafat Kocyłowski i ks Bazyli Hrynyk. Na twarzach wymienionych trzech duchownych trudno jest się dopatrzeć śladów jakiegokolwiek strapienia czy zażenowania.

    FOTO – 4

    Bp. Kocyłowski po nabożeństwie i przyjęciu defilady oddziałów SS Galizien w Przemyślu.

    FOTO – 5

    Ochotnicy do SS Galizien w drodze na uroczyste nabożeństwo mające się odbyć na stadionie sportowym /obecnie ulica Sanocka/ – 1943 r

    FOTO – 6
    Przemyśl, maj 1943 rok. OBWIESZCZENIE -Plakat w języku niemieckim i ukraińskim, wzywający ludność ukraińską do ochotniczego wstępowania do dywizji SS-Galizien.

  • cd..
    Krótko o historii dywizji SS-Galizien

    Decyzja władz niemieckich o utworzeniu 14 SS-Freiwilligen Grenadier Division „Galizien” (14 Ochotnicza Strzelecka Dywizja SS „Galicja”) została podana do publicznej wiadomości w dniu 28 kwietnia 1943 roku przez gubernatora dystryktu galicyjskiego Generalnej Guberni SS-Brigadefuhrera dr Otto Wachtera. Nabór do dywizji spośród ludności ukraińskiej był w zasadzie dobrowolny , do 2 czerwca w Biurze Werbunkowym znalazło się 82 000 zgłoszeń, z których przyjęto 53 000 ochotników. Do dywizji tej zgłaszali wschodnio-małopolscy Rusini i Ukraińcy, przede wszystkim członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i ich sympatycy. Było wśród nich także sporo byłych strażników z hitlerowskich obozów koncentracyjnych.

    Jak pisze w swej pracy A.Korman

    Wśród pierwszych ochotników SS-Galizien znaleźli się synowie duchownych greckokatolickich i bogatych chłopów, inteligenci i półinteligenci , elementy kryminalne i zdeklasowane, oraz będąca pod wpływem ukraińskiej ideologii faszystowskiej, młodzież. Pobór do dywizji miał też czasami charakter przymusu i moralnego nacisku. Część przymusowo zwerbowanej młodzieży zdezerterowała, ukrywała się po lasach lub wstąpiła do UPA. Dezerterowali także ci , którzy na rozkaz OUN znaleźli się w dywizji na przeszkoleniu.”

    Korpus oficerski dywizji był w zasadzie niemiecki . Dowódcą dywizji został generał Fritz Freitag, zaś szefem sztabu mjr Wolf-Dietrich Heike, a adiutantem Ukrainiec płk. Dmytro Palijiw. W sumie Niemcy stanowili około 11% stanu osobowego dywizji , obsadzając prawie wszystkie stanowiska dowódcze w sztabach, pułkach i batalionach. Godłem dywizji był lew na tle błękitnego ryngrafu i trzy złote korony ułożone w kształcie trójkąta. Z okazji powołania dywizji SS-Galizien w kwietniu 1943 roku katedrze greckokatolickiej (unickiej) pod wezwaniem św. Jura we Lwowie odbyło się uroczyste nabożeństwo, z udziałem władz niemieckich, celebrowane przez biskupa J.Slipyja. Podobne uroczystości z udziałem władz niemieckich odbywały się także w innych miastach takich jak choćby Stanisławów, Sambor, Bóbrka .

    Także w Przemyślu, w lipcu 1943 roku, greckokatolicki biskup przemyski J.Kocyłowski odprawił na stadionie sportowym mszę św. i błogosławił ochotników wstępujących do tej dywizji. Wszystkim tym działaniom jak też bardzo aktywnemu włączeniu się w tworzenie dywizji SS-Galizien oraz wstępowaniu do niej duchowieństwa unickiego nie przeszkadzał metropolita greckokatolicki A.Szeptycki, który zaakceptował także o. dra Wasyla Łabę na stanowisko referenta duszpasterstwa tej formacji.

    FOTO – 7
    Duchowni greckokatoliccy celebrujący nabożeństwo dla ukraińskich ochotników dywizji SS-Galizien we Lwowie 18 lipca 1943 r. Szokujące zestawienie symboli chrześcijańskich (krzyż) i pogańskich (runy i swastyka).

    FOTO – 8 – SS, swastyka
    Przemówienie duchownego greckokatolickiego do ochotników dywizji SS-Galizien we Lwowie 18 lipca 1943 r.

    18 lipca 1943 nastąpił odjazd pierwszej grupy ochotników ze Lwowa. Zostali oni umieszczeni w obozie szkoleniowym w Pustkowie koło Dębicy. Pozostałe pododdziały szkoliły się na poligonach ćwiczebnych w Neuhammer na Śląsku, Norymberdze, Monachium, Treslau, a także w innych miejscowościach w Niemczech ,Francji i okupowanej Polsce.

    W skład dywizji weszły ostatecznie 29, 30, 31 pułki piechoty, pułk zapasowy, oraz inne pododdziały dywizyjne. Jak podaje szef sztabu dywizji SS-Galizien mjr Wolf-Dietrich Heike, już na samym początku jej formowania , z części ochotników uformowano także pięć tak zwanych „pułków policyjnych” o numerach: 4,5,6,7,8, które później brały udział w licznych akcjach pacyfikacyjnych i ludobójczych.

    W listopadzie 1943 roku rekruci dywizji Waffen-SS Galizien złożyli przysięgę w języku niemieckim , na wierność Adolfowi Hitlerowi, a nie Ukrainie czy OUN . Niektórzy autorzy, usiłują wprawdzie tłumaczyć ,że niemieckie oddziały SS miały na kołnierzu odznakę „SS” (tzw. „runy”) srebrnego koloru , natomiast w galicyjskiej dywizji na kołnierzu była odznaka żółtego koloru lwa. Ma to być według nich „dowód” ,że dywizja ta w rzeczy samej nie była SS.

    Fakt ten wyjaśnia E.Prus , który nadmienia ,że żołnierze dywizji nosili także na lewym rękawie wspomnianą odznakę „Halickiego Lwa” , natomiast nie przysługiwało im prawo do noszenia na kołnierzu odznak „SS” , co było zarezerwowane wyłącznie dla żołnierzy germańskiego pochodzenia.

    Jednak najbardziej charakterystyczną cechą zewnętrzną SS-manów był tatuaż. Jak podaje A.Korman SS-mani byli tatuowani i posiadali dyskretne tatuaże pod pachą, w kroczu, w ustach na podniebieniu, a także pod powieką oka. każdy rodzaj tatuażu i miejsce jego znajdowania się , posiadał określone znaczenie i dotyczył szeregowych , podoficerów, oficerów i starszych oficerów co stanowiło ścisłą tajemnicę państwową.

    Również charakter przysięgi złożonej przez rekrutów SS-Galizien nie pozostawia żadnych wątpliwości co do charakteru tej jednostki –
    „… Być wiernym Hitlerowi jako fuhrerowi oraz najwyższemu dowódcy niemieckich sił zbrojnych. Wiernie służyć Adolfowi Hitlerowi jako fuhrerowi Wielkich Niemiec. Na całe życie być wiernym Adolfowi Hitlerowi jako wielkiemu fuhrerowi nowej Europy„.

    Ponadto jak opisywała ówczesna gazeta w czasie ceremonii składania przysięgi
    kapela gra pieśń wierności (SS-„troelid”) , a trzykrotne „Sieg Heil” dla Fuhrera Adolfa Hitlera umacnia jeszcze przysięgę wojaków (…) znowu odezwała się kapela ochotników galicyjskich , która powstała zaledwie kilka dni temu , a już wykazała swoje umiejętności grając ‚Deutschland‚ (…) „.

    Jak z tego widać nie było tutaj wcale jakiejkolwiek mowy o narodzie ukraińskim , czy też o niepodległej Ukrainie, czego zresztą Niemcy nigdy nacjonalistom ukraińskim nie obiecywali.

    Zresztą , jak podaje W.Poliszczuk , już na samym początku Himmler zastrzegł wyraźnie że w dywizji pod żadnym pozorem nie można nawet myśleć o niepodległości Ukrainy. Słów „Ukraina”, „Ukrainiec” czy „ukraiński” nie można było używać w tej jednostce pod groźbą kary, a jej żołnierze mają nazywać siebie nie „Ukraińcami” lecz „Haliczanami”.

    Tak więc dywizja SS-Galizien była stworzona przez hitlerowskie Niemcy tylko po to aby zasilić nią szeregi armii, znajdującej się w coraz to trudniejszym militarnym położeniu, jak też wykorzystać ją do tłumienia ruchu partyzanckiego i powstań. Wedle danych przedstawionych przez A.Kormana, już w 1943 roku niektóre pododdziały SS-Galizien , które znajdowały się pod Lwowem, Jasłem, Krosnem i Gorlicami na rozkaz Himmlera przerwały szkolenie i zostały włączone do akcji eksterminacyjnej operacji pod kryptonimem „Wehrwolf” na Zamojszczyźnie.

    Natomiast na początku 1944 roku z żołnierzy SS-Galizien została sformowana grupa pod dowództwem majora Beyersdorfa jako SS Kampfgruppe „Beyersdorf”, w sile około 2000 ludzi, do zadań specjalnych. Grupa ta wzięła między innymi udział w operacji eksterminacyjnej na Chełmszczyźnie.

    W sumie w latach 1943-1945 pododdziały SS-Galizien brały udział w bardzo wielu akcjach eksterminacyjnych na zapleczu frontu. Wymienić tu można miedzy innymi pacyfikacje wsi polskich na terenie województw: tarnobrzeskiego, kieleckiego rzeszowskiego, tarnowskiego , zamojskiego jak też liczne podobne akcje jakie miały miejsce na Kresach Wschodnich II RP. Nawiasem mówiąc były one niejednokrotnie przeprowadzane przy aktywnym współudziale OUN-UPA.

    Dopiero w krytycznej sytuacji militarnej , zdecydowano o użyciu dywizji SS-Galizien na froncie niemiecko-sowieckim . W dniach 14-22 lipca 1944 dywizja została okrążona i zniszczona pod Brodami przez wojska radzieckie. Wówczas to straciła ona blisko 7000 spośród 11 000 żołnierzy. Po tej klęsce wielu żołnierzy z rozbitej dywizji przeszło do oddziałów OUN-UPA.

    Po odtworzeniu dywizji SS-Galizien z żołnierzy pułku zapasowego , ukraińskich policjantów i ochotników, niektóre z jej pododdziałów brały udział w tłumieniu powstania słowackiego w okresie od 29 sierpnia do 3 listopada 1944 roku. Na przełomie stycznia i lutego 1945 oddziały SS-Galizien zostały przerzucone do Jugosławii (Słowenia) , gdzie użyto je do tłumienia ruchu niepodległościowego. W wyniku poniesionych strat skierowano ją później teren Austrii, celem dalszych uzupełnień.

    W dniu 27 kwietnia 1945 ukraińscy żołnierze zostali na nowo zaprzysiężeni a dywizja SS-Galizien przeformowana jako 1 SS Dywizja „Hałyczyna” ( w skrócie zwana SS-Hałyczyna). Dywizja ta weszła w skład nowo tworzonej Ukraińskiej Narodowej Armii , na czele której stanął SS-Grupenfuhrer Pawło Szandruk. przed bezwarunkową kapitulacją III Rzeszy , ukraińscy SS-mani znaleźli się w rejonie Klagenfurtu, gdzie poddali się wojskom amerykańskim i angielskim.

    Warto podkreślić ,że nikt z żołnierzy , czy też oficerów ukraińskich służących w dywizji SS-Galizien nie został nigdy postawiony przez władze zachodnie przed sądem za popełnione w czasie wojny zbrodnie. Jak się obecnie przypuszcza wynikało to głównie z zainteresowania brytyjskich i amerykańskich tajnych służb ich wykorzystaniem w przyszłej działalności antysowieckiej.

    FOTO – 9
    Uroczysta defilada przedstawicieli ludności ukraińskiej z okazji powołania dywizji SS-Galizien – Stanisławów 1943 r. – znaki – SS

    FOTO – 10
    Uroczysta defilada przedstawicieli ludności ukraińskiej z okazji powołania dywizji SS-Galizien – Stanisławów 1943 r. – Sztandary ze swastyką

    FOTO -11
    Trybuna honorowa przy gmachu lwowskiej opery z przedstawicielami władz niemieckich i delgacji ukraińskiej podczas uroczystej defilady z okazji powołania dywizji SS-Galizien – Lwów 1943 r.
    Hitlerowskie pozdrowienie – Heil Hitler

  • Sprawa dywizji SS-Galizien.

    http://w.kki.com.pl/piojar/polemiki/rubiez/ss/ss.html

    Ostatnio po kilkudziesięciu latach zgodnego milczenia i to zarówno w Polsce jak i za granicą ni stąd ni zowąd , pojawił się w mediach temat dywizji SS-Galizien. Ktoś „pociągnął za odpowiednie sznurki” i okazało się ,że w Wielkiej Brytanii prywatna stacja telewizyjna ITV postanowiła nagle wyemitować – 7 stycznia 2001 r. – film pt. „SS w Wielkiej Brytanii” , którego autorem jest J.Hendy, na temat dywizji SS-Galizien.

    Nawiasem mówiąc okazało się ,że od momentu narodzin tego dokumentu do jego emisji minęły cztery lata. W 1947 roku rząd brytyjski udzielił schronienia 8000 Ukraińcom z tej zbrodniczej formacji, z której żyje dzisiaj w Wielkiej Brytanii około 1500 osób. Wielu z nich obecnie tłumaczy się w sposób kłamliwy ,że przesiedzieli całą wojnę na tyłach, pełniąc jedynie służbę wartowniczą i budując drogi. Jednak wbrew temu autorzy reportażu twierdzą ,że mają dowody udziału znaczącej grupy ukraińskich imigrantów w kilkunastu zbrodniach wojennych.

    Jak mówi reżyser filmu ” nie twierdzimy ,że całe 1500 Ukraińców jest zbrodniarzami, ale z pewnością można mówić o znacznej ich liczbie„.

    Ponadto nadmienia ,że zna przypadki takich członków SS-Galizien, którzy zostali zrzuceni przez Brytyjczyków na Sowiecką Ukrainę w charakterze agentów. Pozwalałoby to w pewnym stopniu wytłumaczyć na co liczyły władze brytyjskie wyrażając zgodę na przyjęcie do swego kraju takiej liczby żołnierzy z SS, a więc z formacji uznanej przez międzynarodowy trybunał w Norymberdze za zbrodniczą.

    Niektórzy usiłują usprawiedliwiać taką decyzję tym ,że Brytyjczycy uratowali w ten sposób życie 8000 ludzi , których w przypadku deportacji do ZSRR czekała by tam najprawdopodobniej śmierć za kolaborację z hitlerowcami. Brzmi to jednak bardzo nieprzekonywująco , bo ci sami Brytyjczycy bez zmrużenia oka ,w sposób zdradziecki i wbrew wcześniejszym zapewnieniom wydali Sowietom , choćby KOZAKÓW z ROA z ugrupowania atamana Domanowa (oddziały te były w czasie wojny na służbie niemieckiej) i to wraz z całymi rodzinami.

    W grupie tej oprócz blisko 7000 żołnierzy , znajdowało się także 8435 osób cywilnych – żon , dzieci, starców i inwalidów. Oddziały te znajdowały się pod koniec kwietnia 1945 roku w północnych Włoszech gdzie poddały się Anglikom. 23 maja 1945 roku we Wiedniu między władzami brytyjskimi i sowieckimi stanął układ o wydaniu wszystkich oficerów i ich rodzin w ręce Sowietów, chociaż większość z nich nie była nawet obywatelami ZSRR. Wśród owych oficerów było jedynie 32% byłych obywateli sowieckich zaś 68% pochodziło ze starej emigracji .

    Tak opisuje przebieg owego „wydania” oficerów kozackich w wykonaniu Brytyjczyków J.Mackiewicz w swojej książce „Kontra”

    „… O szóstej rano przybyły zapowiedziane ciężarówki. Gromadnie odmówiono dobrowolnego wsiadania. Wówczas na dany rozkaz zaczęli zbliżać się żołnierze uzbrojeni w pistolety automatyczne i grube patki. Oficerowie kozaccy stłoczyli się, wziąwszy się pod ręce. Żołnierze brytyjscy zaczęli bić pałkami, bić po głowach i złączonych rękach. Wyrwano pierwszego oficera z szeregu i wrzucono do samochodu. Wyskoczył. Wtedy pobito go znowu i zapędzono powtórnie. Znowu wyskoczył. Wówczas uderzeniami kolb i pałek powalono go na ziemię i skopano butami, aż zastygł bez ruchu w kałuży krwi. Wrzucono go jak worek na dno ciężarówki…”.

    Potem przyszła także kolej na pułki kozackie kubańskie, dońskie i wiele innych oraz ich rodziny – „…O dziesiątej rano zapowiedziano ,że 31 maja o siódmej rano rozpocznie się repatriacja pułków kozackich i ich rodzin. Wiadomość wydała się piorunem z jasnego nieba! Powstała panika. Ogłoszono powszechną głodówkę i rozklejono plakaty zredagowane po angielsku ” Wolimy głód i śmierć niż powrót do Związku Sowieckiego”. We wszystkich obozach i stanicach wywieszono czarne flagi (…)

    Niepisanym nakazem postanowiono przybrać postawę biernego oporu. Tylko nie ruszać Anglików! Modlić się. Obroni przenajświętsza Bogurodzica. Tak zrobiono. Modły trwały bez przerwy, ale około ósmej rano zbliżyły się szerokim wachlarzem czołgi brytyjskie i stanęły w odległości stu metrów. Od strony baraków zajechały ciężarówki, do których miano ładować ludzi i odwozić na stację do oczekujących pociągów. Cały zaś obóz otoczony został tyralierą żołnierzy zbrojnych w karabiny z nasadzonymi bagnetami, pistolety automatyczne i patki.

    Jeszcze przez krótki czas trwały nabożne pieśni, gdy nagle żołnierze rzucili się na tłum, rozrywając łańcuch rąk i bijąc po głowach kolbami i pałkami. Powstała panika, krzyki; deptano i zadeptywano się wzajemnie. Tłum, cofając się, zaczął napierać na parkan odgraniczający obóz od pola. Parkan runął pod naciskiem. Ale na polu też stały czołgi.

    Żołnierze strzelali nie w górę, lecz pod nogi. Zbitych i okrwawionych chwytano i wleczono do ciężarówek. Ludzie rzucali się na oślep, uciekali w lasy, skakali do rzeki. W nieopisanym tumulcie rozbiegły się tabuny koni. Miejscowa ludność początkowo żegnała się nabożnie krzyżem świętym, gdy jednak ktoś zrobił początek, rzuciła się, by grabić opustoszałe namioty, łapać konie, zabierać bydło. Wtedy księża katoliccy kazali bić w dzwony i nawoływać ludność do zaprzestania hańbiącej grabieży. Na wieżach kościelnych pojawiły się czarne chorągwie.

    Tymczasem główna masa ludzka w Peggetz, cofając się przed zbrojnymi żołnierzami, usiłowała jeszcze wyrywać z ich rąk tych, których już schwytali. Wtedy to padł pierwszy Kozak przebity bagnetem. Tłum odpłynął i odsłonił ołtarz. Pop wyciągnął ku żołnierzom Ewangelię, ale wytrącono mu ją bagnetem. Jeden z Kubańców zasłonił się obrazem Matki Boskiej, otrzymał jednak cios w skroń i skóra wraz z włosami zwisła mu na ucho. Trzeci próbował parować cios chorągwią św. Mikołaja Cudotwórcy, uderzenie pałki wdeptało Mikołaja Cudotwórcę w błoto. Gdy się modlono, żołnierze, pozostawiając na placu rannych i trupy zatłuczonych i zakłutych bagnetami, zwrócili się do baraków, wywlekając ukrywających się tam ludzi i pakując do samochodów.

    Jeden z Kozaków stawiał czynny opór, więc powalono go na ziemię, dwóch ciągnęło za nogi, a trzeci podpychał go końcem buta w ciemię. Pewna kobieta miała na rękach okrwawione dziecko. Żołnierz opatrzył dziecko własnym bandażem, ale mimo zaklinań , oboje wpakował do ciężarówki. Mała dziewczynka podeszła do innego i podała mu kartkę napisaną po angielsku: „Zabijcie nas, ale nie dawajcie nas bolszewikom”. Żołnierz przeczytał, schował do kieszeni i nagle zapłakał…”.

    W świetle tych faktów nasuwa się pytanie skąd więc ten nagły sentyment Brytyjczyków do dywizji SS-Galizien.

    Pierwsze informacje o mającej nastąpić emisji wspomnianego filmu , podał w kraju bodajże program TVN jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia 2000 roku i Gazeta Wyborcza. Co ciekawe temat ten został wówczas całkowicie pominięty przez telewizję publiczną TVP i POLSAT. Po Nowym Roku , w niedzielę 7.01.2001 sprawa dywizji SS-Galizien powróciła znowu, w krajowych wiadomościach TVN o godz 19.00 . Powtórzyła się dokładnie sytuacja sprzed Świąt Bożego Narodzenia – POLSAT i TVP nie wspomniały o tym ani słowem .

    W wspomnianym programie TVN oprócz wystąpień kilku innych osób warta odnotowania jest wypowiedź historyka dr Grzegorza Motyki , pracownika IPN w Lublinie , z której wynikało ni mniej ni więcej , że – cytuję z pamięci –

    nie wiedziano ,że po rozbiciu SS-Galizien pod Brodami mogła ona później jeszcze istnieć i kontynuować swą działalność „.

    Jeszcze bardziej bulwersująca była wypowiedź prof. Leona Kieresa – szefa Instytutu Pamięci Narodowej (IPN), którą usłyszałem 15.01.2001 w programie Polskiego Radia.

    Otóż na pytanie jednego z dziennikarzy o to jakie będą konsekwencje jego ostatniej wizyty w Wielkiej Brytanii (w Londynie) dla przeprowadzenia ewentualnego śledztwa w sprawie zbrodniczej działalności SS-Galizien ; odpowiedział on słowami których sens był następujący – cytuję z pamięci –

    nie będzie żadnego śledztwa , bo nikt nie zgłaszał pretensji o zbrodnie dokonane przez SS-Galizien oraz nie ma żadnych dowodów , że oddziały te popełniły zbrodnie na Polakach„.

    No cóż wypowiedź jest istotnie „godna” człowieka na takim stanowisku. Zresztą jest to w ogóle wielki wstyd dla władz w Polsce, że o zbrodniach SS-Galizien zrobiło się głośno w światowych mediach dopiero za sprawą filmu wyemitowanego w Wielkiej Brytanii. Przez kilkadziesiąt lat w Polsce panowało (i panuje nadal) zgodne milczenie na ten temat i to w prasie , radiu i telewizji jak też w podręcznikach historii. Nie przeprowadzono praktycznie żadnego śledztwa, które doprowadziłoby do ukarania winnych zbrodni , czy choćby ich publicznego napiętnowania. Warto przy tym podkreślić, że nadal istnieje w kraju bardzo duża liczba dokumentów i materiałów na ten temat, żyją także świadkowie tych zbrodni.

    Zresztą jak zaznaczają sami autorzy filmu, przy jego tworzeniu korzystano także z dostępu do archiwów w Polsce i rozmawiano z naocznymi świadkami zbrodni. Ponadto podkreślają oni , że o wiele więcej materiałów niż te, które zaprezentowano w reportażu znajduje się nadal na terenie naszego kraju.
    Potwierdzeniem tego może być choćby informacja podana 23.01.2001 r. w pierwszym programie TVP w wieczornych Wiadomościach o godz. 19.30 . Jak z niej wynikało Rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej odnalazł ostatnio w Archiwum Państwowym w Przemyślu cztery teczki , w których znajdowały się listy z 258 nazwiskami żołnierzy ukraińskich służących w dywizji SS-Galizien.

    Można by się zapytać jak to się stało ,że przez kilkadziesiąt lat owe teczki nie wzbudziły żadnego zainteresowania kompetentnych instytucji, a więc przede wszystkim Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich , przemianowanej ostatnio na Komisję Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, tylko dopiero teraz.

  • Tylko Rosjanie potrafili sobie z nimi poradzić. Dziennikarz z Poznania mówi Ukraińcom prawdę.

    Ogólnie robi się w Polsce nieciekawie.

    .https://www.youtube.com/watch?v=jxAc3g6UMas

  • LUDOBÓJSTWO

    DOKONANE PRZEZ NACJONALISTÓW UKRAIŃSKICH
    NA LUDNOŚCI POLSKIEJ WOŁYNIA 1939-1945

    http://genocide.pl

    Przedmowa
    o Polska wersja
    o English version

    Zarys wydarzeń
    o Uwagi wstępne
    o Lata 1939 – 1942
    o Lata 1943 – 1945
    o Straty polskie
    o Polska obrona
    • Relacje świadków
    o Dzieci kresów
     Uwagi wstępne
     Relacja Marianny Soroki
     Relacja Leokadii Skowrońskiej
     Relacja Henryka Kloca
     Relacja Aleksandra Praduna
    • Fotografie
    o Ofiary i zbrodnie
    o Inne
    • OUN-UPA
    o Uwagi wstępne
    o Formacje zbrojne
    • Książki, linki, filmy
    o Książki, linki, inne
    o Film: Było sobie miasteczko
    o Film: Ludobójstwo na Wołyniu

    Przedmowa

    I. Monumentalna praca Władysława i Ewy Siemaszków (ojca i córki) o ludobójstwie ukraińskim na Wołyniu w okresie II wojny światowej jest jakby woluminem w nieistniejącym wielotomowym dziele o całokształcie ludobójstwa na Polakach w tamtych latach. Polacy byli wówczas obiektem ludobójstwa – w różnych postaciach i rozmiarach – niemieckiego, sowieckiego oraz ukraińskiego. Dwa pierwsze są nieźle znane i udokumentowane. Natomiast ludobójstwo ukraińskie, jak dotąd – znacznie gorzej. To ostatnie, terytorialnie, nie ograniczało się zresztą, jak wiadomo, do obszaru Wołynia (i części południowego Polesia), lecz objęto również całą Małopolskę Wschodnią, a nawet część powiatów południowowschodniej Polski w jej obecnych pojałtańskich granicach. Ale trzeba pamiętać, iż teren byłego województwa wołyńskiego był pierwszym obszarem ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, z ilością zamordowanych znacznie wyższą niż na terenach poszczególnych byłych województw Małopolski Wschodniej (województwa: tarnopolskie, stanisławowskie i wschodnia część lwowskiego) (1). Zatem słusznie Autorzy wzięli to właśnie województwo w pierwszym rzędzie na warsztat

    Pojęcie i sam termin „ludobójstwo” (angielskie genocide) stworzone zostały we wczesnych latach czterdziestych przez Rafała Lemkina. Lemkin (1901-1959) był w latach trzydziestych podprokuratorem Sądu Okręgowego w Brzeżanach (woj. tarnopolskie), później delegowanym na równorzędne stanowisko w Warszawie, wreszcie adwokatem i wykładowcą Wolnej Wszechnicy Polskiej tamże. Nad problematyką ludobójstwa (określaną przez niego wówczas jako „akty barbarzyństwa”) pracował już przed wojną. Do Stanów Zjednoczonych przedostał się w 1941 r. i tam w 1944 r. wydał swoje przełomowe dzieło (2). Był również głównym twórcą podstawowego w tej dziedzinie traktatu międzynarodowego: Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa, przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 9 grudnia 1948 r. W związku z tym w latach pięćdziesiątych dwukrotnie proponowano go do Pokojowej Nagrody Nobla (3). Zapisy cytowanej K o n w e n c j i , która jest ratyfikowana przez olbrzymią większość państw świata, muszą być dziś traktowane jako ius cogens, innymi słowy takie, od których „nie może być odwrotu” (przeciwieństwem jest ius dispositiuum) (4). Jednocześnie zbrodnia ludobójstwa wpisana jest do większości kodeksów karnych państw współczesnego świata (5).

    W rozumieniu art. II tej K o n w e n c j i „ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich”, dokonanych w różnych postaciach: na pierwszym miejscu (art. II, pkt a/) figuruje, rzecz jasna, „zabójstwo członków grupy”, dalej jednak (punkty b/-e/) ujęte są również: „b/ spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy; c/ rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego; d/ stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy; e/ przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy do innej grupy”.

    Trzeba tu wyraźnie powiedzieć, że ludobójstwo ukraińskie na Polakach ma w stosunku do ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego szereg fatalnych wyróżników (okoliczności obciążających):

    Po pierwsze, w swoim założeniu obejmowało ono jak najszybszą eksterminację fizyczną (wymordowanie) – „tam i wtedy” – wszystkich Polaków, których udało się dosięgnąć (6), od niemowląt po starców, bez jakiejkolwiek różnicy płci lub wieku. Pod tym względem porównywalne jest ono jedynie do niemieckiego totalnego ludobójstwa na Żydach – lecz nie na Polakach (7). Zresztą, dodajmy, jeśli chodzi o eksterminację Żydów – obywateli polskich – na Kresach południowowschodnich RP, Ukraińcy mieli nie tylko olbrzymi udział we wszystkich masowych aktach ludobójstwa wspólnie z Niemcami lub samodzielnie pod niemieckim nadzorem (8), ale dokonywali również podobnych aktów na własną rękę, już latem 1941 r. w momencie wkraczania wojsk niemieckich (9). Później, już po wspólnej z Niemcami likwidacji gett, a więc głównie od drugiej połowy 1942 r., Ukraińcy wyłapywali i mordowali jeszcze pojedynczych ukrywających się Żydów (10). Wszystkie te „akcje” połączone były, przypomnijmy, z olbrzymim rabunkiem mienia (11).

    Po drugie, ludobójstwo ukraińskie połączone było z reguły ze stosowaniem najbardziej barbarzyńskich tortur. Chodzi tu o sięgające XVII i XVIII w. tradycje hajdamackie (powstania Chmielnickiego (12) i „koliszczyzny” (13)), stosowane już wtedy rąbanie ofiar siekierami, wrzucanie rannych do studzien, przerzynanie piłą, wleczenie koniem, wydłubywanie oczu, wyrywanie języków itp. (14). Takich barbarzyńskich czynów Niemcy, a nawet Sowieci (z reguły) nie dokonywali. Oczywiście było bicie i często bestialskie znęcanie się w czasie śledztw (15) oraz w obozach koncentracyjnych (gdzie dochodziło jeszcze wielkie głodowanie i praca ponad siły, zbrodnicze eksperymenty medyczne u Niemców etc.), ale nie miało miejsca mordowanie połączone z obcinaniem czy wyrywaniem części ciała, przepiłowywaniem, rozpruwaniem brzuchów i wywlekaniem wnętrzności itp. (16).

    W ogóle, dodajmy, w skali europejskiej – rozpatrywane pod kątem stosowanych straszliwych tortur – ukraińskie ludobójstwo na Polakach porównywalne jest jedynie częściowo z ludobójstwem chorwackim (ustasze Ante Pavelicia) na Serbach w okresie II wojny światowej od wiosny 1941 r. Jednak tam praktykowano szeroko masowe wypędzanie oraz „nawracanie” na katolicyzm, co oznaczało pozostanie przy życiu dużej większości Serbów, którzy znaleźli się w granicach stworzonego w kwietniu 1941 r. – z łaski Niemiec i Włoch państwa chorwackiego (17). Natomiast w przypadku ludobójstwa ukraińskiego praktycznie wszystkich Polaków, którzy wpadli w ręce siepaczy – mordowano. Bowiem, wbrew kłamstwom strony ukraińskiej, całkowicie obalonym w pracy Siemaszków, nie było żadnych „wezwań do opuszczenia” Wołynia przez Polaków czy wprost ich „wysiedlania”. Odwrotnie, bardzo często Polaków chcących uciekać przed ludobójstwem mającym już miejsce w sąsiednim powiecie czy gminach zachęcano do pozostania, „gwarantując” im bezpieczeństwo
    (sporadycznie nawet na piśmie!) lub wręcz grożono, że ucieczka traktowana będzie jak „zdrada” wobec Ukraińców – wszystko po to, by ich wszystkich na miejscu wymordować! (o czym jeszcze dalej).

    Po trzecie, o ile ludobójstwo niemieckie i sowieckie dokonywane było wyłącznie przez „wyspecjalizowane” zbrodnicze formacje mundurowe: po stronie niemieckiej w szczególności tzw. Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei oraz SD (Sicherheitsdienst); po stronie sowieckiej wojska NKWD – to inaczej było jeśli chodzi o ludobójstwo ukraińskie. W tym przypadku obok dominującej scenę banderowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii i (na Wołyniu) konkurencyjnych formacji bulbowców i melnykowców oraz stworzonej przez Niemców w drugiej połowie 1941 r. policji ukraińskiej (która w początkach 1943 r. zdezerterowała), zwłaszcza przy większych ludobójczych akcjach, uczestniczyły w nich również w sumie dziesiątki tysięcy lokalnych ukraińskich chłopów, w tym tzw. Somooboronni Kuszczowi Widdiły (formalnie wiejskie oddziały „samoobrony”, które jednak w praktyce stanowiły siły pomocnicze UPA w ludobójstwie na Polakach), sąsiedzi, bandy uzbrojone w siekiery, widły itp. – rodzaj ukraińskiego pospolitego ruszenia. Mało tego, towarzyszyły im czasem kobiety, wyrostki, a nawet dzieci ukraińskie, zajmujący się masowym rabunkiem mienia, podpaleniami i dobijaniem rannych Polaków (18). Działo się tak mimo nieraz wzajemnej wieloletniej rzekomej przyjaźni, czy wręcz istniejących w stosunku do pewnych Polaków długów wdzięczności (19).

    Dlatego ludobójstwo na Wołyniu w okresie II wojny światowej określam jednoznacznie jako ludobójstwo u k r a i ń s k i e (a nie, na przykład, jako dokonane przez UPA, banderowców, nacjonalistów ukraińskich, czy podobnie). Wbrew bowiem temu, co niejednokrotnie zaznacza w swych publikacjach Wiktor Poliszczuk (pochwalnie cytowany dalej w tej Przedmowie), genocyd na Wołyniu – jak to dokumentuje praca Siemaszków – dokonany został przez szerokie rzesze tamtejszych Ukraińców, nie tylko „bojowników” UPA, ale również grube tysiące zwykłych chłopów (często zresztą do tego przez UPA przymuszanych), oraz nieraz niestety wspomagających ich w dobijaniu, podpalaniu, a zwłaszcza rabunku masy kobiet, wyrostków, a czasem nawet dzieci.

    Dla całkowitej jasności: 1) Nikt nie twierdzi, że w ludobójstwie i zjawiskach temu towarzyszących uczestniczyła większość Ukraińców wołyńskich, tym bardziej iż, jak już o tym była mowa (por. przypis 6), ludobójstwo na Polakach ograniczyć się musiało w zasadzie do terenów wiejskich; niemniej chodziło tu o poważny segment ludności ukraińskiej Wołynia. A więc fakty oraz pewna uczciwość nakazują, a co najmniej pozwalają mówić w tym przypadku o Ukraińcach tout court, podobnie jak cytowany dalej prezydent RFN Roman Herzog mówi nie o zbrodniach popełnionych przez nazistów czy podobnie, ale o zbrodniach popełnionych przez Niemców. 2) Jednocześnie trzeba wyrazić wysokie uznanie dla tych Ukraińców, którzy-dość liczne takie przykłady znajdujemy w pracy Siemaszków – pomagali Polakom przez ostrzeżenie, krótkie ukrywanie, czy przetransportowywanie do najbliższego miasta. Za taką pomoc fanatycy z OUN i UPA (zwłaszcza tzw. Służba Bezpeky) często karali swoich rodaków śmiercią (por. np. Rozdział V, wieś Lisznia, gm. Uhorsk). Ale cała ta pomoc była, niestety, tylko kroplą w morzu wobec dziesiątków tysięcy wymordowanych wówczas Polaków.

  • Ludobójstwo cd..

    Po czwarte, osobnej wzmianki wymaga zjawisko szczególnie zbrodniczego podejścia do małżeństw mieszanych polsko-ukraińskich. W takich mianowicie przypadkach ukraińscy ludobójcy nierzadko mordowali – gdzie się dało – całe takie rodziny, łącznie z dziećmi (!), lub dochodziło co najmniej do mordu na polskim współmałżonku. Mało tego, niekiedy pod groźbą kary śmierci zmuszali ukraińskiego męża czy nawet ukraińską żonę do własnoręcznego zamordowania polskiego współmałżonka (20) (!!). Takie barbarzyństwo nie miało, w podobnych sytuacjach małżeństw mieszanych (na przykład polsko-rosyjskich), nigdy miejsca u Sowietów (21), lub w przypadku małżeństw niemiecko-żydowskich u Niemców. U tych ostatnich w przypadkach maleństw mieszanych niemiecko-żydowskich (mimo quasi totalnej Ausrottung niemieckich Żydów) wydaje się, że większość owych małżeństw, choć mocno szykanowanych i doprowadzanych do stanu głodowego, jednak przetrwała do końca wojny (22). Jako charakterystyczny można tu przytoczyć znany casus prof. Karla Jaspersa, który ożeniony był z Żydówką; jednak małżeństwo to było przez lata w tragicznej Suizidbereilschafl (gotowości do popełnienia samobójstwa) (23). Zaś żądanie zabicia przez Niemca czy Niemkę swego żydowskiego współmałżonka – było nie do pomyślenia.

    Po piąte, w przypadkach ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego na Polakach chodziło o zbrodnie dokonane przez okupantów. Tymczasem ludobójstwo ukraińskie dokonane zostało przez Ukraińców – obywateli polskich, mieszkańców tamtych terenów w okresie II RP, którzy nie wykazali choćby minimalnej lojalności (24). Ale, dodajmy, gdy było to dla nich korzystne, Ukraińcy nadal skwapliwie na polskie obywatelstwo się powoływali (25), albo wręcz, posługując się zrabowanymi dokumentami osobistymi zamordowanych Polaków, „repatriowali się” pod ich nazwiskami do Polski lub przemieszczali na Zachód (26).

    Po szóste (tu wątek poboczny) z ludobójstwem ukraińskim związana była przeważnie barbarzyńska „taktyka spalonej ziemi”. Po zrabowaniu ruchomości i inwentarza zamordowanych Polaków, ich budynki byty przeważnie palone (wycinano nawet sady!), często niszczono także budynki publiczne, np. szkolne. W tych ramach zniszczono też całkowicie dużą liczbę zabytkowych polskich dworów z zabudowaniami gospodarczymi oraz kościołów i kaplic katolickich (27). Takiego dodatkowego barbarzyństwa nie demonstrowali na ogół ani Niemcy, ani Sowieci (28).

    Wreszcie po siódme, Niemcy od dawna przyznają się do swoich zbrodni i publicznie za nie przeprosili. Tak np. prezydent RFN Roman Herzog przemawiając w Warszawie na uroczystościach związanych z 50-leciem Powstania Warszawskiego 1 sierpnia 1994 r. powiedział wyraźnie: „Pochylam głowę przed bojownikami Powstania Warszawskiego jak też przed wszystkimi polskimi ofiarami wojny. Proszę o przebaczenie za to, co wyrządzili Niemcy” (podkreślenie R. S.) (29). Na parę gestów zdobył się również prezydent Rosji Borys Jelcyn, m. in. kiedy składając 25 sierpnia 1993 r. hołd ofiarom Kalania na Powązkach w Warszawie, pocałował w rękę prałata Zdzisława Peszkowskiego i wyszeptał słowo „przepraszam”. Wieczorem pokazała to całej Polsce nasza Telewizja (30). Także w literaturze niemieckiej i od 10 lat – rosyjskiej, omawia się otwarcie ludobójstwo na Polakach. Natomiast zachowanie Ukraińców w tym względzie jest na ogól kompletnie inne: demonstrowane jest milczenie, wielkie krętactwo lub wręcz grube kłamstwo. Ten aspekt będzie jeszcze rozwinięty dalej.

    Podsumowując punkt I: ludobójstwo ukraińskie na Polakach w okresie II wojny światowej pod względem swej bezwzględności i barbarzyństwa, a po jego dokonaniu – po dziś dzień! – ze względu na zaprzeczenia lub co najmniej grubymi nićmi szyte relatywizowanie i wykręty – znacznie „przewyższa” ludobójstwo niemieckie i sowieckie.
    II. Byłe województwo wołyńskie, które Autorzy wzięli na warsztat pod kątem ukraińskiego ludobójstwa, było terenem, gdzie przed 1940 r. mieszkało około 350 tys. Polaków, którzy stanowili zaledwie niecałe 17% ludności. Masowe wywózki sowieckie w okresie 1940-1941 zredukowały jeszcze ten procent. Globalne straty Polaków z rąk ukraińskich Autorzy oceniają na 50 do 60 tysięcy. Ale trzeba jeszcze raz podkreślić, że niezależnie od ludobójstwa na Polakach, Ukraińcy uczestniczyli wszędzie, wspólnie z Niemcami lub samodzielnie, dosłownie wszędzie, w ludobójstwie dokonanym na około 200 tys. wołyńskich Żydów-obywatelach polskich – sprawa, do której w pracy również się nawiązuje, choć nie stanowi ona jej właściwego tematu (31).

    W pracy metodycznie przebadane są tereny wszystkich 11 powiatów byłego województwa wołyńskiego – od Bugu po granicę polsko-sowiecką z 1939 r. W ramach powiatów uwzględnione są wszystkie gminy wiejskie (łącznie 103) i miejskie, wreszcie – „baza podstawowa” – pojedyncze wsie, osady, kolonie, futory etc., łącznie około 1720 jednostek!, w których zdołano ustalić (często, jeśli nie przeważnie -w sposób niepełny) ludobójstwo na Polakach. Niezależnie od tego przy każdej z gmin odnotowane są te jednostki administracyjne (wsie, kolonie, osady itp.), w których również mieszkali Polacy, ale co do których nie udało się uzyskać jakichkolwiek wiadomości – w sumie jest ich nieco więcej (około 1790), niż owych, o których jakieś wiadomości zostały zebrane. Ponieważ jednak ukraińskie ludobójstwo na Polakach, wyraźnie „centralnie sterowane”, przebiegało w 1943 r. metodycznie i globalnie przez wszystkie tereny Wołynia od wschodu na zachód – nie ma najmniejszych powodów do złudzeń, że owe „ciemne plamy” były jakimiś wyspami spokoju. Odwrotnie, jako pewnik przyjąć trzeba, że w znakomitej ich większości Polacy, którzy nie zdołali uciec lub stawić skutecznego oporu, poddani zostali ludobójstwu tak, jak ich rodacy w miejscowościach, w których owo ludobójstwo udało się udokumentować. A więc trafnie, a jednocześnie z ostrożnością, Autorzy przedstawiają dla tych miejscowości ogólne dane szacunkowe. Dodajmy, nie pomijają oni również „delikatnej” sprawy nielicznych polskich odwetów na ukraińskich ludobójcach, gdy zrozpaczeni bliscy okrutnie torturowanych i zamordowanych Polaków atakowali wsie ukraińskie. Na ten temat sprawiedliwie pisze prof. Tadeusz Piotrowski (32): „zaiste byłoby zdumiewające, gdyby nie było takich akcji odwetowych”. Zaś Wiktor Poliszczuk stwierdza: „(…) Chociaż były akcje odwetowe ze strony Polaków (…), to one, jeśli chodzi o zasięg, były kroplą w morzu masowych mordów, jakich dopuściła się OUN-UPA na Polakach” (33).

    Imponujący jest zakres wykorzystanych przez Autorów źródeł (por. szczegóły w Bibliografii). Wielką wagę mają również umieszczone w Dokumentach liczne relacje świadków ukraińskiego ludobójstwa oraz inne dokumenty. W sumie jest to praca wzorcowa, stanowiąca przykład dla podobnej pracy cry prac o ukraińskim ludobójstwie na Polakach w Małopołsce Wschodniej (34), również pilnie potrzebnych.

    III. Warto rzucić okiem na to, jak owo szczególnie barbarzyńskie ludobójstwo ukraińskie na Polakach potraktowane jest w oświadczeniach ukraińskich i polsko-ukraińskich oraz w literaturze ukraińskiej i polskiej.

    A. Wspomnieliśmy już wyżej o wypowiedziach w sprawę ludobójstwa, ciążącego na ich własnych rodakach, prezydentów Niemiec i Rosji. Nic podobnego dotąd nie miało miejsca ze strony ukraińskiej. Mocno reklamowane „wspólne oświadczenie prezydentów Polski i Ukrainy o porozumieniu i pojednaniu” z 21 maja 1997 r., deklarujące w preambule, że „przyszłość stosunków polsko-ukraińskich należy budować na prawdzie i sprawiedliwości”, wspomina jedynie w pół zdania – „nie można zapominać o krwi Polaków przelanej na Wołyniu, zwłaszcza w latach 1942-1993 (…) „, przemilcza jednak dalej całkowicie takąż krew polską przelaną w Malopolsce Wschodniej, zaś przypominając „akcję Wisła” jakby zestawia rzeczy całkowicie nieporównywalne, bo w tej akcji, podyktowanej zresztą stanem wyższej konieczności państwowej (konieczność pozbawienia UPA bazy logistycznej, która funkcjonowała wyłącznie w oparciu o miejscową ludność ukraińską i mogła zapewniać upowcom kwatery, wyżywienia oraz materiał ludzki jeszcze przez dalsze lata), nie było śladu ludobójstwa. W sumie oświadczenie z 1997 r. nie rozwiązuje zasadniczej sprawy przyznania się strony ukraińskiej do ludobójstwa na Polakach i publicznego przeproszenia za to Polaków (35).

    Co do stanowiska – w interesującej nas dziedzinie – co najmniej dużego odłamu wysokiego szczebla kleru kościoła greckokatolickiego (obecnie określającego się również nazwą kościoła bizantyjsko-ukraińskiego) wystarczy zacytować wypowiedź mitrata Stefana Dziubiny z Przemyśla w „homilii” na uroczystościach 11 maja 1997 w Jaworznie, gdzie m. in. przedstawił „Ukraińską Powstańczą Armię jako ukraińską samoobronę przed Polakami”, którzy „ulegając hitlerowskiej prowokacji mordowali i palili wsie ukraińskie na Wołyniu, wobec czego Ukraińcy uzbroili się i zaczęli bić i Niemców, i Polaków” (36). Takie twierdzenie, które nie mogło być wypowiedziane bez akceptacji głowy kościoła greckokatolickiego w Polsce, padło wobec obecnych tam m. in. prezydentów Polski i Ukrainy (37). Tenże mitrat 7 lipca 2000 r. wygłosił arcykłamliwe, prowokacyjne i wprost bulwersujące polską opinię publiczną kazanie z okazji pochówku członków UPA w Pikulicach na obrzeżach Przemyśla (38). Jak pisaliśmy już w związku z tym parę lat temu: „uważamy, że za taką publiczną perwersję podstawowej i silnie moralnie zabarwionej prawdy historycznej powinno się u nas karać, podobnie jak w RFN karze się tzw. Auschmitzluge… ” (39).

    Natomiast wśród polskich Ukraińców świeckich w ostatnich latach na czoło wysunął się niejaki R. Drozd z publikacją o UPA, złożoną głównie ze „starannie dobranych” dokumentów i krótkich wprowadzeń (40). Uderza kłamliwość owej publikacji, gdzie na przykład na s. 117-118 czytamy: „Konflikt polsko-ukraiński na przełomie 1942/93 r. przekształcił się w swoistą polsko-ukraińską wojnę partyzancką [!], trwającą do 1947 r., która pochłonęła po obu stronach kilkadziesiąt tysięcy ofiar. (…) Moim zdaniem liczby poniesionych ofiar po obu stronach będą bardzo przybliżone” (po polsku powinno być „zbliżone”). Takiego megakłamstwa nikt z Ukraińców bodaj dotąd nie wysunął! Ocenić to trzeba jako wielką UPA-Luge.

    Dalej (s. 118) Drozd następująco próbuje „maskować rzeczywistość”: „Oczywiście trudno tutaj wskazać, kto był stroną atakującą, a kto broniącą się, gdyż na napad odpowiadano napadem, mordem na mord, grabieżą na grabież, podpaleniem na podpalenie, a wszystko to usprawiedliwiano przeprowadzaniem akcji odwetowej. Można jedynie przyjąć, że stroną atakującą była ta, która stanowiła większą silę na danym terenie. (…) „. Otóż pomijając już fakt, iż – jak Drozd doskonale wie – na Wołyniu na terenach wiejskich mniejszość polska prawie wszędzie stanowiła mniejszą siłę (a więc nawet według niego musieli atakować Ukraińcy!), praca Siemaszków doskonale dokumentuje, jak to UPA w 1943 r. rozpoczęła ludobójstwo całkowicie nieprzygotowanych Polaków. Ci ostatni byli w stanie zorganizować jedynie ograniczone samoobrony, zaś do odwetów doszło w niewielu przypadkach.

    B. Jeśli chodzi o ukraińską literaturę historyczną, w przeciwieństwie do niemieckiej i rosyjskiej (41), w swej znakomitej większości „twardo” stoi ona na stanowisku nie przyznawania się do popełnionego przez swych rodaków ludobójstwa na Polakach w okresie II wojny światowej.

    Totalne kłamstwo w tej dziedzinie zaingurował bezpośrednio po II wojnie światowej sam M. Łebed’, główny herszt ukraińskiego ludobójstwa na Polakach (pełniący obowiązki osadzonego wówczas, w wyjątkowo dobrych warunkach, w Sachsenhausen S. Bandery), w książce o UPA wydanej już w 1946 r. (42) Łebed’ zauważa (s. 51), że „dużym ciosem” dla Niemców było przejście do szeregów UPA (w początkach 1943 r.) całej ukraińskiej policji i tzw. szucmanów-Ukraińców na terenie całego Wołynia i Polesia (oczywiście przemilcza, że owa wysługująca się Niemcom policja miała wielki udział w ludobójstwie wołyńskich Żydów, o czym była już mowa wyżej, oraz że zdążyła ona wymordować licznych Polaków).

    Dalej Łebed’ pisze (s. 52): „Na ich miejsce Niemcy zaproponowali Polakom stworzyć polską policję. Wśród polskiej społeczności Wołynia znalazło się wielu ludzi zaślepionych historyczną nienawiścią do narodu ukraińskiego, którzy poszli na usługi Niemców. (…) Z tych polskich oddziałów stworzyli Niemcy odrębne karne oddziały policyjne, które wsławiły się największymi i najokrutniejszymi mordami i grabieżami ludności ukraińskiej. (…) Historyczna nienawiść Polaków wobec narodu ukraińskiego zbierała swoje żniwo. (…) Przekonana przez poprzednie rządy Polski do kolonizacji ziem ukraińskich, wychowana w duchu szowinistycznym i w ślepej nienawiści do wszystkiego co ukraińskie, polska ludność Wołynia i Polesia zdawała obecnie kolejny raz swój egzamin. Do tego trzeba jeszcze wspomnieć, że bolszewickie oddziały partyzanckie otrzymywały pewną pomoc i informacje w polskich koloniach co do ukraińskiego ruchu niepodległościowego. Zatem nic dziwnego, że cierpliwość narodu się skończyła. (…) On przeszedł do samoobrony i odpłacił za wszystkie, wiekami nabrzmiałe krzywdy. – Aby nie dopuścić do żywiołowej masowej akcji antypolskiej i wzajemnej walki ukraińsko-polskiej (…) Ukraińska Powstańcza Armia usiłowała wciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciw Niemcom i bolszewikom. Kiedy jednak nie dało to żadnego wyniku, UPA dała ludności polskiej rozkaz opuszczenia ukraińskich terenów Wołynia i Polesia. (s. 73) (…) Latem 1943 r. prawie cały Wołyń znajduje się we władaniu UPA. Polacy, którzy otrzymali rozkaz opuścić teren, przeważnie dobrowolnie ten rozkaz wykonali. Ich majątek nieruchomy przeszedł na własność narodu ukraińskiego. Tym samym przestały istnieć stworzone po 1920 r. polskie kolonie, jak różnego rodzaju Sienkiewiczówki, Ludwikówki itp. (…)”.

    Dokonajmy, w największym skrócie, przeglądu kłamstw Łebedia.

  • Dokonajmy, w największym skrócie, przeglądu kłamstw Łebedia.

    1) Przypisywanie polskim „karnym oddziałom policyjnym” „największych i najokrutniejszych mordów” i to jeszcze p r z e d u k r a i ń s k i m l u d o b ó j s t w e m n a P o l a k a c h (bo taką sekwencję Łebed’ zastosował) nie znajduje potwierdzenia w pracy Siemaszków, ani w innych poważnych polskich pracach naukowych.

    2) Co do rzekomego wychowywania Polaków w duchu szowinistycznym i w ślepej nienawiści „do wszystkiego co ukraińskie”, sytuacja przedstawiała się wręcz odwrotnie: w szczególności w świetle setek relacji wykorzystanych w pracy Siemaszków, wyłaniają się dobre, nieraz wręcz przyjazne stosunki między ludnością polską a ukraińską na Wołyniu w okresie przedwojennym, prowadzące do mieszanych małżeństw itp. Te dobre stosunki całkowicie zrujnowała dopiero przeprowadzana na wielką skalę akcja głównie galicyjskich agitatorów OUN-UPA, propagujących skrajny, wręcz ludobójczy szowinizm ukraiński.

    3) Fabrykacje wskazane w dwu poprzednich punktach potrzebne były jednak Łebediowi po to, aby wylansować kłamstwo o tym, że na Wołyniu sami Polacy „spowodowali” krwawe akcje ukraińskie. W owej rzekomej „samoobronie”, wprost sprowokowanej przez Polaków, naród ukraiński jedynie „odpłacił za wszystkie, wiekami nabrzmiałe krzywdy”. Rodzaj tej „odpłaty” nie jest sprecyzowany, nie mniej jest oczywiste, że w sposób nieco zawoalowany usiłuje się tu usprawiedliwiać ukraińskie ludobójstwo na niemal bezbronnych Polakach.

    4) Dalej – dość niespodziewanie i jakby chcąc pomniejszyć rozmiary „ukraińskiej odpłaty za wszystko” – Łebed’ oferuje dalsze kłamstwa o tym, jak to UPA, „aby nie dopuścić do żywiołowej masowej akcji antypolskiej”, usiłowała przyciągnąć Polaków do wspólnej walki przeciw Niemcom i bolszewikom. Tymczasem w rzeczywistości żadnych takich autentycznych prób nie było – poza zdradzieckim „wabieniem”, a potem mordowaniem Polaków (43).

    5) Co do rzekomego upowskiego „rozkazu”, aby ludność polska opuściła teren Wołynia, nigdy – jak wykazuje praca Siemaszków – czegoś takiego nie było. Odwrotnie – perfidnie zachęcano Polaków do pozostania na miejscu, udzielano im nawet gwarancji na piśmie, by ich „we właściwym czasie” wymordować (bliżej o tym dalej). Zresztą sam taki „rozkaz” byłby zbrodniczym bezprawiem.

    6) Przechwałki Łebedia o tym, jakoby latem 1943 r. „prawie cały Wołyń” znajdował się we władaniu UPA są kolejną fabrykacją. Bowiem miasta i w większości miasteczka wołyńskie były wówczas nadal obsadzone przez załogi niemieckie (częściowo przez sprzymierzonych z nimi Węgrów) i właśnie dzięki temu tysiącom Polaków udało się uratować, tam się chroniąc. „Konkretna” wiadomość Łebedia (s. 50) o tym, jakoby upowcom udało się zdobyć powiatowe miasto Horochów na południowozachodnim Wołyniu, jest całkowicie sfabrykowana (44).

    7) Twierdzenie Łebedia, że Polacy, którzy otrzymali „rozkaz” opuścić teren, „przeważnie dobrowolnie ten rozkaz wykonali” – jest całkowitym zmyśleniem. W rzeczywistości – co znów wykazuje praca Siemaszków – były jedynie nie zawsze udane, gdy rzeź już bezpośrednio zagrażała, ucieczki do miast i miasteczek spod kul, noży i siekier ukraińskich ludobójców.

    8) Wzmiankowane przez Łebedia przejście „majątku nieruchomego” Polaków „na własność narodu ukraińskiego” (pomijając całkowite bezprawie takiej upowskiej „nacjonalizacji”) – jak to dokumentuje praca Siemaszków – wyraziło się w tym, że domy i zabudowania polskie były z reguły przez upowców barbarzyńsko palone, pozostawała sama ziemia. Jednocześnie Łebed’ przemilcza sprawę wielkiego majątku ruchomego Polaków, który masowo rozgrabiły tysiące Ukraińców i Ukrainek – zjawisko również szeroko udokumentowane w pracy Siemaszków.

    9) Wreszcie nacechowana satysfakcją uwaga Łebedia o tym, że „przestały istnieć stworzone po 1920 r. polskie kolonie, jak różnego rodzaju Sienkiewiczówki, Ludwikówki itp. ” również zawiera przewrotne fałszerstwo, a mianowicie sprawę tysięcy pomordowanych Polaków oraz ich spalonych domostw sprowadza do powstałych po Traktacie Ryskim 1921 r. „polskich kolonii”. Tymczasem owe „kolonie” (cywilne i wojskowe) stanowiły zaledwie niewielką część polskich gospodarstw rolnych istniejących na Wołyniu od pokoleń. Nawet wskazana przez Łebedia Ludwikówka (gm. Młynów, pow. Dubno) była tego rodzaju starą osadą polską.

    Podsumowując ten wątek: niemal bezpośrednio po wielkim, dokonanym pod kierownictwem Łebedia ukraińskim ludobójstwie na Polakach na Wołyniu, ów zbrodniarz przygotował i ogłosił w 1946 r. arcykłamliwą publikację, usiłującą całkowicie zanegować owo ludobójstwo. Tymi częściowo zmodyfikowanymi kłamstwami, co najmniej w pewnym zakresie, posługuje się nadal większość ukraińskich historyków, wzmiankowany już grekokatolicki mitrat oraz, na przykład ostatnio, polski autor R. Torzecki (o którym dalej). Dodajmy iż Łebed’, na początku wojny wyszkolony przez gestapo, po kapitulacji Niemiec w 1945 r. ukrywał się w Rzymie, korzystając m. in. z pomocy pewnych grekokatolickich dygnitarry kościelnych z Watykanu. Dość szybko nawiązał kontakt z CIA. W 1949 r. wpuszczono go do USA jako „eksperta” CIA na bazie no questions asked. Żyt tam do chwili śmierci w 1998 r. absolutnie nie niepokojony (45), podczas gdy jego czyny jednoznacznie kwalifikowały go do kary śmierci.

    Przyjrzyjmy się obecnie Historii Ukrainy J. Hrycaka, „dyrektora Instytutu Badań Historycznych Uniwersytetu we Lwowie”, świeżo wydanej w przekładzie polskim (46). Hrycak pisze m. in. o „… „rzezi wołyńskiej” -wzajemnej i krwawej czystce etnicznej, której ofiarami padło po obu stronach tysiące spokojnych mieszkańców”. Dalej czytamy m.in.: „Było to krwawe starcie dwóch nacjonalizmów, posiadających długą listę wzajemnych krzywd i nienawiści. Żadna ze stron konfliktu nie była ani całkowicie niewinna, ani całkowicie winna”. Rzuca się w oczy, że Hrycak pisząc o liczbie zamordowanych Polaków wspomina, iż „zawodowi polscy historycy szacują liczbę ofiar z polskiej strony na 60-100 tysięcy osób (z tego około 50 tysięcy przypada na Wołyń), a z ukraińskiej na około trzykrotnie mniejszą” (a więc na około 20-30 tysięcy – sic!) (47). Tak więc, ukraińskie ludobójstwo na Polakach przedstawione zostało jako „wzajemna krwawa czystka etniczna” (podkr. R. S.), rodzaj „bratobójczego konfliktu”, albo – jak to określają niektórzy inni Ukraińcy – „wojny domowej”, czy wręcz „wojny polsko-ukraińskiej” (sic!) (48). Z równym powodzeniem, jak to ujął prof. T Piotrowski, można byłoby mówić o wojnie niemiecko-żydowskiej! (49).

    Podobne pozycje zajmują, w mniejszym lub większym stopniu różni ukraińscy naukowcy, uczestniczący w organizowanych od 1996 r międzynarodowych seminariach historycznych na temat „stosunków polsko-ukraińskich w latach II wojny światowej” (50). Ukraińcy ci (podobnie jak już cytowany Hrycak, który w tych seminariach udziału nie bierze) w sposób skoncertowany mówią przeważnie o obopólnej polsko-ukraińskiej rzezi, mają „wątpliwości”, kto tę rzeź rozpoczął, operują nieprawdą, na poparcie swych tez nie przedstawiają dowodów etc.

    Systematyczną krytykę czterech pierwszych seminariów w tej serii dał W Poliszczuk (51). Omawiając wypowiedź jednego z ukraińskich dyskutantów, formułuje on następujące ogólne uwagi (s. 19-20): „Prawie każde zdanie, każda wypowiedź nie tylko tego, ale też innych ukraińskich uczestników seminarium, wymagałaby zasadniczej polemiki, tak one nasycone są propagandą, kłamstwem, wypaczeniami”. Jeśli chodzi o stronę polską, Poliszczuk podkreśla często niezbyt dobre przygotowanie, dopuszczanie się „deformacji” (kiedy na przykład cytowany przez nas również R. Torzecki używa w odniesieniu do wydarzeń wołyńskich 1943 r. sformułowania „walki bratobójcze”), kierowanie się nie prawdą, lecz „poprawnością polityczną”. W pewnych publikacjach ukraińskich dochodzą do tego nieraz wprost prowokacyjne żądania rewizji obecnych granic z Polską, grube i wręcz niepoczytalne oskarżanie i obrażanie Polaków itp. (52).

    Cennym wyjątkiem jest mało znana w Polsce, wydana w Moskwie 270-stronicowa praca ukraińskiego profesora Witalego Masłowśkiego, zatytułowana Z kim i przeciw komu wojowali ukraińscy nacjonaliści w latach II wojny światowej (53). Autor opiera się częściowo na źródłach archiwalnych oraz na literaturze, głównie ukraińskiej i polskiej. W ostatnim rozdziale swej pracy z dużym uznaniem wielokrotnie cytuje Poliszczuka (o którym dalej), zresztą cały ów rozdział zatytułował „OUN-UPA oczyma Ukraińca Wiktora Poliszczuka”. Ujawnia i piętnuje ludobójstwo popełnione na ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jednocześnie piętnuje niebezpieczną działalność poslupowskich nacjonalistów na obecnej Ukrainie, nie tylko we Lwowie, ale nawet w Kijowie, „galicyjski fundamentalizm” itp. (54), propagowanie „doncowszczyzny”, „stawianie pomników SS-owcom 14. Dywizji Strzelców SS-Halyczyna, kierownikom OUN-UPA E. Konowalcowi, A. Melnykowi, S. Banderze, R. Szuchewiczowi i innym, sławienie morderców Polaków, Żydów, Rosjan, Ukraińców jako „narodowych bohaterów Ukrainy”, ich nazwiskami nazywa się ulice i place, wydobywa się nienawistny ludziom duch doncowszczyzny i banderowszcryzny” (55). Dodajmy, że prof. Masłowśkyj został zamordowany w październiku 1999 r. we Lwowie przez tzw. „nieznanych sprawców”, w rzeczywistości wyraźnie ludzi z kręgów zbrodniczych fanatyków postupowskich, co kojarzy się z podobnymi mordami OUN w latach międzywojennych oraz UPA w latach późniejszych (56).

    Prawdomówne i wartościowe są również pewne artykuły ogłoszone w dwóch czasopismach ukraińskich na Wołyniu w latach dziewięćdziesiątych – „Diatoh” (Równe) i „Sprawedływist” (Łuck). Na przykład w pierwszym z nich (nr 49, grudzień 1993) ukazał się artykuł pod wszystko mówiącym tytułem (tłumaczymy z ukraińskiego): Tragedia Wołynia: ludobójstwo na ludności polskiej. Świadczą dokumenty.

    Podobnie do Hrycaka i innych autorów z Ukrainy, z drobnymi wyjątkami, przedstawia się literatura ukraińska ukazująca się na Zachodzie, głównie w Ameryce Północnej. Takim duchem przepojony jest np. wydawany od wielu lat w Toronto „Litopys UPA” (57). Cytowany już O. Subtelny pisze o ludobójstwie na Wołyniu m.in. (58): „Według źródeł polskich, w latach 1943-4 około 60.000-80.000 polskich mężczyzn, kobiet i dzieci zostało zmasakrowanych na Wołyniu przez Ukraińców. (…) Ukraińcy twierdzą, że masakry ich rodaków rozpoczęły się wcześniej, w 1942 r., kiedy Polacy zlikwidowali tysiące ukraińskich wieśniaków w przeważnie zamieszkałych przez Polaków rejonach Chełmszczyzny [!] i że kontynuowali to oni w latach 1944-45 w stosunku do bezbronnej ukraińskiej mniejszości na zachód od Sanu [!]. W każdym razie jest rzeczą jasną, że zarówno ukraińskie, jak i polskie jednostki zbrojne, zaangażowały się w totalną rzeź doprowadzając do krwawego apogeum nienawiść, która wzrastała między oboma narodami przez pokolenia”. A więc rzekomo Polacy zaczęli masowo mordować Ukraińców (59), a potem doszło do rodzaju wojny domowej między jednostkami zbrojnymi obu stron.

    Wyjątkiem godnym najwyższego uznania są liczne publikacje znanego w Polsce Wiktora Poliszczuka, Ukraińca z Wołynia, doktora nauk politycznych Uniwersytetu we Wrocławiu, od dwudziestu lat zamieszkałego w Kanadzie, ale często odwiedzającego Polskę (60). Z jego prac nas tu szczególnie interesujących wymienić należy cytowane już: „Gorzką prawdę”.

    Zbrodniczość OUN-UPA, oraz Manowce polskich historyków, dalej trójjęzyczną Ocenę polityczną i prawną OUN-UPA (61). Ideologię nacjonalizmu ukraińskiego według Dmytra Doncowa (62) oraz Integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiano faszyzmu (dwa tomy: 1998 i 2000) (63). Wymieńmy również cytowane już wspomnienia Danyły Szumuka, który służył jako „politruk” w UPA, następnie wiele lat spędził w łagrach sowieckich, a który wspomina krytycznie o mordach na Polakach (64).

    Jeśli chodzi o literaturę polską z lat dziewięćdziesiątych, ukazało się parę mniejszych prac, raczej przyczynkowych, odnoszących się do ludobójstwa na Polakach na Wołyniu. Są to przeważnie zbiory dokumentów (zwłaszcza relacji świadków, mających walor dokumentarny) (65); inne z owych prac trajlują o ludobójstwie ukraińskim w poszczególnych powiatach czy wręcz gminach Wołynia (66).

    Jednak żadna z nich, nawet w przybliżeniu nie dorównuje pracy Siemaszków – nie ma charakteru kompleksowego, nie zawiera takiej ilości przeprowadzonych badań i bogactwa źródeł, żadna z nich nie posiada również walorów definitive work, o czym jest mowa przy końcu tej Przedmowy. Ważna rolę dokumentacyjną spełnia wydawane we Wrocławiu czasopismo „Na Rubieży” (67).

    Z drugiej strony co najmniej paru zawodowych historyków wypisuje rzeczy, które nieraz są jedynie jakimiś półprawdami lub wręcz kłamstwem, dąży do przemilczania spraw jednoznacznie obciążających stronę ukraińską, usiłuje tworzyć im jakieś alibi. Prace te są inspirowane, jak się wydaje, m.in. duchem „Kultury” Giedroycia oraz jego w tym zakresie eksperta, wzmiankowanego już Osadczuka oraz importowaną z USA, w tym wypadku wprost absurdalną political orrectness, „polityczną poprawnością”, fałszującą w tym zakresie prawdę.

    Można tu wymienić m.in. publikacje W Serczyka (68) i T. Olszańskiego (69), zaś z publikacji ostatnich: H. Dyldgową (70) oraz wręcz głęboko kłamliwy w interesującym nas zakresie artykulik R. Torzeckiego. W tekście tym wprost poraża następujący fragment (71): „Często słyszy się, że konfrontacja była planowym działaniem Ukraińców, którzy chcieli całkowicie pozbyć się Polaków, mordując ich, na co dziś nie mamy żadnych dowodów [!]. Ukraińcy podjęli decyzję usunięcia Polaków ze spornych terenów przez ich wyrugowanie, a nie wymordowanie [!]. Dopiero kiedy się to nie powiodło, a Polacy nie chcieli opuścić terenów, doszło do użycia siły [!]”.

    Czyżby, jak twierdzi Torzecki, „nie ma żadnych dowodów” na to, że Ukraińcy dokładnie planowali ludobójstwo na Polakach ? Można tu odesłać do pracy zbiorowej pod red. Władysława Filara, w której powołuje się on na dokument z Archiwum SBU Obwodu Wołyńskiego zawierający odnośną tajną dyrektywę terytorialnego dowództwa UPA-Piwnicz, podpisanej przez „Kłyma Sawura” (Roman Dmytro Klaczkiwśkyj) (72).

    Natomiast praca Siemaszków drobiazgowo dokumentująca przebieg systematycznego ludobójstwa na Wołyniu latem 1993 r. według jednego schematu i obejmującego w tych samych interwałach czasowych duże obszary, w wyniku którego dokonywano miesiąc po miesiącu „oczyszczanie” Wołynia ze wschodu na zachód z ludności polskiej – ostatecznie potwierdza wybitnie planowy charakter tych zbrodni. Dalej – sprawa już poruszona w związku z kłamstwami Łebedia – na jakiej to podstawie prawnej i moralnej rzekomo „Ukraińcy podjęli decyzję [!] usunięcia Polaków” z ziemi, na której oni żyli w większości od pokoleń, „przez ich wyrugowanie” (!?). Chodziło tutaj o całkowicie bezprawne rzekome „ultimatum”, co do którego strona ukraińska po dziś dzień rozpowszechnia kłamstwa (np. „na Wołyniu informowano ludność polską, że w ciągu 98 godzin musi wyjechać za Bug, w przeciwnym razie będzie ona podlegała likwidacji” – por. Polska-Ukraina…, op. cit., t. 3, s. 83), a którego to „ultimatum”, jak praca Siemaszków dokumentuje, na Wołyniu w ogóle nie było. Przeciwnie, jak to wykazują Siemaszkowie, w dużej ilości przypadków Ukraińcy perfidnie odradzali Polakom ucieczkę pod pretekstem, iż „nic im nie grozi”, czasem dając nawet „gwarancje” na piśmie (!); niekiedy mówili im, że ucieczka będzie wręcz traktowana jako zdrada (!); lub nawet wabili Polaków, którzy uciekli np. do Krzemieńca, do powrotu na wieś i tych, którzy w dobrej wierze lam powrócili, zamordowali. Wreszcie, według Torzeckiego, dopiero kiedy „Polacy nie chcieli opuścić terenów” – dlaczego i dokąd konkretnie mieli się oni udać na nędzę i poniewierkę na żądanie bandytów? – „doszło do użycia siły” (co znów zostało sformułowane w ten sposób, że mogło by oznaczać „tylko” usunięcie przy użyciu siły!). W taki oto pożałowania godny sposób Torzecki opisał i podsumował ludobójstwo na 50-60 tysiącach wołyńskich Polaków.

    Wielu autorów tej grupy, w większym czy mniejszym zakresie, forsuje „naukowo” to, co „praktycznie” postulował były wicemarszałek Sejmu III RP Aleksander Małachowski, który na „Kongresie Ukraińców w Polsce” w 1997 r. oświadczył: „Odkrywanie prawdy o historii jest rozdrapywaniem ran, a my musimy rany goić (…)” (73). Dzieje się to wszystko w sytuacji, gdy jeszcze dzisiaj ludobójstwo ukraińskie jest znane wielu Polakom ze strasznego osobistego doświadczenia (74).

    IV Podsumowując całość: dzieło Siemaszków doskonale dokumentuje całokształt ludobójstwa ukraińskiego na Polakach na Wołyniu w latach II wojny światowej. Stanowi w swej dziedzinie to, co w świecie anglosaskim określa się często jako definitive work – pracę ostateczną w sensie pełnego, dogłębnego i obiektywnego przebadania tematu. Oczywiście w przyszłości potrzebne jeszcze będą pewne uzupełnienia tu czy tam, pewne poprawki tu i ówdzie, badania w archiwach zagranicznych. Ale całość tematu jest już w zasadzie wyczerpana, prawidłowe wnioski wysnute.

    Już nikt – z wyjątkiem notorycznych falsyfikatorów- nie będzie mógł mieć cienia wątpliwości co do tego, kto interesujące nas ludobójstwo „zaczął”. Nikt nie będzie mógł nadal fabrykować legendy na temat tego, jak to rzekomo na Wołyniu – pomijając zresztą krzyczące bezprawie, które taka akcja musiałaby oznaczać – Ukraińcy najpierw „tylko” żądali, aby Polacy „dobrowolnie” opuścili tę ziemię. Nikt nie będzie mógł kwestionować faktów planowego i szczególnie barbarzyńskiego ukraińskiego ludobójstwa na wołyńskich Polakach, stanowiących tam zaledwie kilkanaście procent ludności, a w dodatku niemal zupełnie bezbronnych. Nikt uczciwy wreszcie nie będzie mógł choćby tylko bezmyślnie określać interesujących nas tu wydarzeń na Wołyniu po prostu jako „wojnę domową”, „bratobójczy konflikt”, „zderzenie dwu nacjonalizmów”, „wojnę polsko-ukraińską” itp.

    Praca Siemaszków, produkt ponad dziesięcioletniego trudu, stanowi obszerne i podstawowe dzieło w zakresie podjętej tematyki, zrealizowane na skalę u nas w tej dziedzinie dotąd nie spotykaną, zapełniającą pokaźną lukę w historii Polski okresu II wojny światowej w ogóle, a historii ludobójstwa na Polakach w tamtym okresie w szczególności.

    W sumie wyłania się obraz szczególnie bestialskiego ludobójstwa, do którego druga strona nie chce się do tej pory przyznać. Bowiem Ukraińcy, jak dotąd, nie poszli drogą Niemców, ani nawet Rosjan, którzy oficjalnie uznali popełnione przez siebie ludobójstwo.

    Ukraińcy wybrali tu raczej „metodę turecką” – ponieważ Turcy, jak wiadomo, do dziś nie chcą się przyznać do popełnionego w latach I wojny światowej ludobójstwa na około półtora milionie Ormian (75). Urzędowe czynniki tureckie przez cale dziesięciolecia na ten lemat milczały. Dopiero kiedy młodzi
    Ormianie zaczęli w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – „dla przypomnienia imperialistycznemu rządowi tureckiemu zbrodni dokonanych na narodzie ormiańskim” – zabijać tureckich dyplomatów (ofiarą padli m.in. ambasadorzy w Wiedniu, Paryżu, Watykanie i Belgradzie), konsulów etc., ruszyła spora turecka „kontrofensywa publicystyczna” (76).

    W jej ramach usiłuje się przedstawić wydarzenia z roku 1915 i z lat późniejszych jako tragiczną „wojnę domową”, w dodatku wywołaną przez mniejszość ormiańską (dziwne podobieństwo do ukraińskich kłamstw odnośnie wydarzeń na Wołyniu!). Padają też takie sformułowania, jak: „Żadna przemoc, żaden w świecie terror nie spowoduje abyśmy prosili o przebaczenie za zbrodnię, która nie została popełniona” (!) (77).

    Dzisiejsza, od niedawna wolna Armenia, nie waha się mówić o tym ludobójstwie otwarcie, m.in. w ONZ (78). Apeluje również do Turcji o bezpośrednie rozmowy w tej sprawie (79). Mało tego: potępiają to ludobójstwo publicznie niektóre parlamenty zagraniczne, ostatnio, w listopadzie 2000 r., Senat francuski (80) (w 1998 r. francuskie Zgromadzenie Narodowe), zaś wcześniej parlament Grecji, Senat Belgii i 14 kwietnia 1995 Duma rosyjska. Tymczasem władze III RP wprost „boją się” poruszać temat ludobójstwa ukraińskiego.

    Rzuca się wreszcie w oczy brak jakiegokolwiek pryncypialnego, uczciwego ustosunkowania się do interesującego nas ludobójstwa choć części ukraińskiej elity umysłowej, w szczególności pisarzy i uczonych. Przypomnijmy, że chluba literatury niemieckiej, noblista Thomas Mann, w swej powieści „Doklor Fauslus”, po wzmiance o tym, jak pewien „transatlantycki” (tj. północnoamerykański) generał w 1945 r. kazał defilować mieszkańcom Weimaru przed krematoriami tamtejszego obozu koncentracyjnego, pisał m.in. (81): „Czyż chorobliwa to jedynie skrucha zadawać sobie pytanie, jak w ogóle w przyszłości „Niemcy” w jakiejkolwiek swej postaci będą się mogły odważyć na zabranie głosu w jakiejkolwiek ludzkiej sprawie? „.

    Dalej, późniejszy niemiecki noblista Gunter Grass, już jako młody człowiek, pod silnym wpływem ogłoszonej w 1951 r. pracy wybitnego filozofa i socjologa Theodora Adorno (82), zawsze mocno potępia niemieckie ludobójstwo dokonane w okresie II wojny światowej. Dochodziło do tego, że kiedy w 1990 r. pojawiła się sprawa połączenia NRD z RFN, Grass był temu przeciwny. Argumentował, że to zjednoczone Niemcy (Rzesza) zorganizowały ludobójstwo i przeprowadziły je. Mówił o doświadczeniu, jakie „my kryminaliści, z naszymi ofiarami mieliśmy jako zjednoczone Niemcy”, mówił o Auschwitz jako „trwałym stygmacie na naszej [to jest niemieckiej] historii” etc. (83). Powtórzył to podobnie w 2000 r. (84). Często spotykaliśmy się z podobnymi, silniej lub słabiej wyartykułowanymi, wypowiedziami na uniwersytetach w RFN.

    Śladu czegoś podobnego nie widać wśród ukraińskiej inteligencji twórczej! (85).

    Tym bardziej więc praca Siemaszków jest potrzebna i cenna. Zasługuje ona na najszersze rozpowszechnienie nie tylko w Polsce, ale także na Ukrainie i w ogóle na Wschodzie. Zasługuje również na możliwie szerokie rozpowszechnienie na Zachodzie, w tym na staranne wykorzystanie w wyłaniającej się tam dyscyplinie comparative genocide (ludobójstwo porównawcze) (86).

    Jeśli wreszcie chodzi o wymiar moralny, widziany zwłaszcza z perspektywy polskiej, nie można wybaczyć tego ludobójstwa nie tylko tym, którzy masowo torturowali, a polem mordowali, ale także owym „naukowcom”, a nawet duchownym ukraińskim, którzy przez następne dziesięciolecia – do dziś włącznie! – na ten temat bezwstydnie kłamali lub nadal kłamią, oferują różne półprawdy, świadomie plączą lub „relatywizują”, albo demonstracyjnie milczą.

    Ale prawda w końcu musi się przebić, również po stronie ukraińskiej: DUCUNT FACTA VOLENTEM, NOLENTEM TRAHUNT. Tego ludobójstwa już po prostu zakłamać się nie da.

    Prof. dr Ryszard Szawłowski

    Listopad 2000

    Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków pt. „Ludobójstwo”.

  • Rzeź wołyńska – Inscenizacja 20.07.2013 w Radymnie

    .https://www.youtube.com/watch?v=gvvwxLMPrHY

  • PRZEGLĄD RÓŻNYCH STRON O WOŁYNIU

    http://wolyn.ovh.org/przeglad/przeglad.html

    Wołyń – Strona o ludobójstwie dokonanym przez UPA

    http://wolyn1943.eu.interiowo.pl/artykuly.html

  • Ludobójstwo na kresach

    UWAGI DO „TEKI EDUKACYJNE IPN. STOSUNKI
    POLSKO – UKRAIŃSKIE W LATACH 1939-1947”

    http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/teki.html

    Okrutne sposoby UPA na mordowanie Polaków

  • Dodatkowe informacje

    http://w.kki.com.pl/piojar/polemiki/rubiez/problem.html

    Czarnym kolorem zaznaczono tereny wchodzące obecnie w skład Rosyjskiej Federacji, Białorusi, Polski, Słowacji i Rumunii, określane przez ukraińskie struktury nacjonalistyczne jako „ukraińskie terytoria etnolingwistyczne” i których struktury te (według ich oświadczeń) nie wyrzekną się.

    Jak stwierdza Ukrainiec dr Wiktor Poliszczuk, który od lat zajmuje się badaniem problematyki związanej z nacjonalizmem ukraińskim: ” nacjonalizm ukraiński w dalszym ciągu stanowi ogromne i realne niebezpieczeństwo zarówno dla ukraińskiego jak i polskiego narodu chociażby przez to , że w jego istocie , w jego programowych założeniach jest rewizja istniejących granic , nienawiść narodowa, a w perspektywie – ekspansja imperialistyczna .” (W.Poliszczuk „Gorzka prawda- zbrodniczość OUN-UPA”-Toronto 1995-str. 5)

    Zdaniem tego autora nacjonalizm ten był i jest odmianą faszyzmu, zaś OUN-UPA to formacja zbrojna, która nie reprezentowała narodu ukraińskiego i która dopuściła się zbrodni ludobójstwa na ludności polskiej i ukraińskiej. Formą zorganizowaną powstałego jeszcze w latach 1920-tych ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego są trzy frakcje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN): OUN-b (banderowcy), OUN-m (melnykowcy) i OUN-z. O tym, że organizacja ta nie wyrzekła się do dzisiaj swoich celów świadczy fakt, iż stoi ona nadal na stanowisku, że obecna Polska jest „okupantem ziem ukraińskich”. O wszystkich tych zagrożeniach dla państwa polskiego byli wielokrotnie informowani przez różne organizacje kresowe i kombatanckie, jak też przedstawicieli polskich środowisk patriotycznych i przez samego W.Poliszczuka zarówno prezydenci i premierzy Polski jak również przedstawiciele parlamentu. Niestety wszystko to pozostało praktycznie beż żadnego odzewu.

    To dziwne milczenie krajowych „elit” wynika chyba z faktu, że niektóre cele nacjonalizmu ukraińskiego, jak choćby osłabianie i rozbicie państwa i narodu polskiego, są całkowicie zbieżne z dążeniami wrogów Polski. O tym, że cele te były i są konsekwentnie realizowane w Polsce może świadczyć Uchwała Krajowego Prowidu OUN z 22 czerwca 1990 r. Warto podkreślić, że mieszkający obecnie w Kanadzie W.Poliszczuk demaskując istotę i cele ukraińskiego nacjonalizmu oraz zagrożenia z nim związane naraża się na utratę zdrowia i życia, gdyż już niejednokrotnie grożono mu śmiercią. Niestety jego odwaga i bezkompromisowość w głoszeniu prawdy nie znalazła żadnego uznania w oczach prezydenta Polski.

    Widać nie takie wartości są obecnie w cenie. O tym że nie są to tylko pogróżki świadczy tragiczny los innego ukraińskiego badacza. Chodzi tutaj o znanego lwowskiego historyka Witalija Masłowśkiego , autora wydanej niedawno także w Polsce krytycznej pracy pt. Z kim i przeciwko komu walczyli nacjonaliści ukraińscy podczas II wojny światowej. Na życie W.Masłowśkiego były dwa zamachy. Pierwszy nie powiódł się , gdyż sprawcy zostali spłoszeni przez przypadkowego przechodnia. Drugi, który miał miejsce 27 października 1999 r. okazał się niestety skuteczny. Wówczas to W.Masłowśkyj, 64 – letni bezręki inwalida, został zamordowany ciosami zadanymi łomem na klatce schodowej domu przy ulicy Serbskiej 13 we Lwowie, gdzie mieszkał, przez tzw. “nieznanych sprawców” .

    Czyżby więc był to powrót to starych i wypróbowanych terrorystycznych metod jakie od samego początku stosowała OUN wobec niewygodnych dla siebie osób ?

 

Dodaj komentarz